Jak niewierny Tomasz,
Twych nie szukam ran,
Lecz wyznaję z wiarą,
żeś mój Bóg i Pan.
Pomóż wierze mojej, Jezu łaską Swą,
Ożyw mą nadzieję, rozpal miłość mą.
Wspomnienia z dzieciństwa. Odkrywałem wtedy prawdę o bliskości Pana Boga obecnego pod postacią chleba. Jak sięgam pamięcią, mama i tata wchodząc do mikulczyckiego kościoła klękali na dwa kolana. Tłumaczyli mi – patrz, ta lampka (wieczna lampka) przypomina, że w tabernakulum jest obecny Bóg Człowiek, Pan Jezus. Oczywistymi dla mnie były słowa siostry zakonnej, która mówiła o żywej obecności Boga w Komunii Świętej. Już jako ministrant patrzyłem na staruszka księdza, więźnia obozu koncentracyjnego, który z wielkim wysiłkiem, ale zawsze z wielką czcią, klękał przed Najświętszym. Wikarzy w rodzinnej parafii przypominali, że nawet w najmniejszej cząstce Eucharystii jest obecny Pan Jezus: „Gdy trzymasz patenę przy przyjmujących Komunię Świętą, dbaj o to, aby najmniejszy okruch nie spadł na ziemię”.
Zasadnicze pytanie: czy od tamtego czasu coś się zmieniło? Czy już nie ma Pana Boga obecnego pod postacią chleba?
W Stanach Zjednoczonych, w 2019 r., wśród osób określających siebie mianem katolików, 69 proc. stwierdziło, że podczas Mszy Świętej chleb i wino przyjmowane w Komunii są „symbolami Ciała i Krwi Jezusa Chrystusa”. Natomiast 31 proc. zadeklarowało wiarę w to, że w czasie Eucharystii pod postacią chleba i wina jest obecny żywo Pan Jezus.
Czy jednak tylko w USA jest takie podejście do Najświętszego Sakramentu?
Jako prefekt Kongregacji do Spraw Doktryny Wiary kard. J. Ratzinger pisał: „z powodu realnego niebezpieczeństwa zaniechania praktyki klękania w kościele” budzi się pewien niepokój. Zginając kolana na dźwięk imienia Jezus, Kościół postępuje w pełni prawdy; włącza się w gest kosmiczny, składając hołd Chrystusowi Zwycięzcy i przez to opowiadając się po Jego stronie. Zginając kolana, bowiem, wskazujemy, że naśladujemy i przyjmujemy postawę Tego, który chociaż istniał «w postaci Bożej», «uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci»”
W innym miejscu kard. Ratzinger stwierdzał: „Klęczeć przed Panem, to znaczy modlić się. Ponieważ sam Bóg jest obecny w Eucharystii, modlitwa była w niej zawsze, niejako z samej natury. (…). Jeżeli bowiem Bóg się nam daje, człowiek może Go przyjmować i wyrażać jednocześnie swoją wdzięczność: pochylić się przed Nim, uwielbiać Go i adorować. Również dzisiaj zginanie kolan, wyrażanie posłuszeństwa Bogu, Jego adorowanie czy wysławianie nie przeczy godności, wolności i wielkości człowieka. Człowiekowi, który zaprzecza istnieniu Boga, aby nie musieć się modlić, pozostaje tylko wieczna konieczność materii. Wtedy rzeczywiście popadamy w niewolę, jesteśmy tylko jakimś pyłkiem, który wiruje w wielkim młynie wszechświata i na próżno próbuje wmówić sobie swoją wolność. (…) Kiedy nasza wolność pochyla się przed Nim, nie zostajemy jej pozbawieni, lecz ona zostaje prawdziwie przyjęta i ostatecznie uznana. Nadto w tym dniu dochodzi coś jeszcze: Ten, do którego się modlimy nie jest jakąś odległą władzą. On sam się nad nami pochylił, by umyć nasze nogi. I to napełnia naszą modlitwę wolnością, nadzieją i radością, ponieważ pochylamy się przed Miłością, która nie zniewala, lecz przemienia”