No więc Bogu dzięki dożyliśmy roku 2015…i co dalej? Jak to co? Szara codzienność…powrót do stresującej pracy, podwyżki, zeznanie podatkowe, finansowe dylematy, trudne poniedziałki i (za)krótkie weekendy…czyli wszystkiego po trochu…taka sałatka…choć w tym wypadku niezbyt zdrowa.
Musi tak być? Niekoniecznie… Czas, którym dysponujemy, został nam dany przez Boga, nikt nie wie ile razy będzie mu jeszcze dane witać Nowy Rok…a jeśli to mój ostatni? Może więc warto na początku stycznia dokonać małego remanentu naszego życia i uporządkowania kwestii, które tego wymagają?
Ileż to razy przy okazji adwentu, wielkiego postu czy właśnie rozpoczynającego się roku, czyniliśmy wzniosłe nieraz postanowienia? Ileż to razy bardzo szybko okazywało się, jak bardzo jesteśmy słabi i jak trudno zrealizować to, co tak łatwo sobie postanowiliśmy? W tym momencie przychodzi mi na myśl fragment tekstu młodzieżowej pieśni… „Ciągle zaczynam od nowa, choć czasem w drodze upadam…” To, że upadamy i będziemy upadać, jest tak pewne, jak to, że po zimie nastąpi wiosna, a jest to skutkiem grzechu pierworodnego i skażonej nim ludzkiej natury. Kluczową sprawą jest jednak ciągłe powracanie do Boga po każdorazowym upadku. Siłą jest tutaj pokora, która rodzi naszą świadomość zależności (we wszystkim co nas dotyczy) od Boga. Skoro więc w życiu i śmierci należymy do Boga ( Rz 14,8) to jedynym dla nas sensownym rozwiązaniem staje się wypełnianie Bożej woli i Jego przykazań.
Łatwo i przyjemnie teoretyzować – spróbujmy jednak do sprawy podejść praktycznie. W warstwie deklaratywnej jesteśmy mocni, ale wiara – jak człowiek tlenu – potrzebuje potwierdzenia w uczynkach. Dochodzimy więc wreszcie do najważniejszego w tym temacie pytania: Jak więc chodząc po ziemi – dotykać nieba i jednocześnie nie bujać głową w chmurach? Mission Impossible? Nie spróbujesz – nie zobaczysz!A może tak…Wstając rano uczynić znak krzyża i w kilku chaotycznie skleconych zdaniach poświęcić siebie i swoją rodzinę Panu Bogu…
Wychodząc z domu do pracy, wrzucić żonie do puszki z kawą małą karteczkę z napisem: „Kocham Cię”…
Zmówić „Ojcze nasz” w intencji pijaka, którego widzimy przed sklepem monopolowym na piętnaście minut przed otwarciem…
Zamilknąć, kiedy nadchodzi pokusa powtarzania zasłyszanych plotek i oszczerstw…
Zadzwonić do Kogoś, kto bardzo na to czeka…
Porozmawiać z sąsiadem, który ma lepszy samochód od mojego…
Uśmiechnąć się do kasjerki w supermarkecie…
Wyłączyć czasem komputer i zrobić kolację dla współmałżonka…
Sięgnąć czasem po Pismo Święte, znudzone ciągłym leżeniem na półce z książkami…
Nie nakładajmy na siebie ciężarów nie do udźwignięcia, niech będą to małe gesty, drobne uczynki i malutkie (codzienne) zwycięstwa. Zwycięstwa nad lenistwem, pychą, zazdrością czy zniechęceniem. Małe rzeczy…ale to one pomagają w stawaniu się wielkim człowiekiem. To miłość do Boga i człowieka stanowi o wielkości człowieka.
Od pierwszych chwil stycznia, życzymy sobie: „Szczęśliwego Nowego Roku”. My wiemy gdzie szukać prawdziwego szczęścia…jak głosi tekst piosenki Mesajah i Kamila Bednarka:
Ci, co znaleźli miłość prawdziwą,
swoje szczęście odnajdą
Ci którymi nie rządzi chciwość ,
swoje szczęście odnajdą
Ci, co wiedzą co to uczciwość,
swoje szczęście odnajdą
Masz przy sobie ludzi,
którzy zawsze ci pomogą
Murem staną za Tobą, więc doceń to!
Nie wiem czy autor powyższego tekstu myślał podobnie jak ja, ale wiem, że kto raz odnajdzie prawdziwą miłość – Bożą miłość – ten może powiedzieć, że odnalazł szczęście i sens życia. Bez Boga nasze życie staje się jałowe jak tundra(to też Mesajah)
Właśnie tej prawdziwej, Bożej miłości, życzmy sobie w Nowym Roku! Emmanuel – jest z nami we wspólnocie Kościoła! Jesteśmy w dobrych rękach…