Vanish dla duszy
jonasz, wt., 09/12/2014 – 13:21
Każdego z nas czeka spotkanie z Kimś zupełnie wyjątkowym, nieuchronność takiego doświadczenia wymaga specjalnego przygotowania…
Temat rzeczy ostatecznych człowieka podejmowany jest w naszych kościołach niezwykle rzadko. Nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz wysłuchałem kazania dotykającego problemu sądu ostatecznego, piekła, nieba czy stanu pośredniego zwanego czyśćcem. Właśnie nad rzeczywistością ostatniego z wymienionych stanów chciałbym się dzisiaj pochylić. Powszechnie czyściec określany jest jako stan duchowego cierpienia, jaki znoszą ci, którzy nie zasłużyli na piekło, ale nie są jeszcze wystarczająco duchowo dojrzali, by doświadczać szczęścia nieba. Jest to więc bolesny proces, w którym dusza ma możliwość oczyszczenia i uzyskania doskonałości. Nauka Kościoła mówi więc wyraźnie o konieczności cierpienia, ale równocześnie przypomina, że dusze w czyśćcu znajdują się w stanie łaski uświęcającej, przez co posiadają nadprzyrodzone cnoty wiary, nadziei i miłości. Są też w pełni świadome swoich win, uwypuklonych z całą rzetelnością przez sąd szczegółowy.
Zachwycająco plastycznie opisuje stan pośredni św. Katarzyna z Genui w swoim Traktacie o czyśćcu: ” Niebo nie ma bram i każdy, kto zechce, może do niego wkroczyć, ponieważ Bóg jest pełen miłosierdzia. Bóg stoi przed nami z rozpostartymi ramionami, by przyjąć nas do swojej chwały. Lecz rozumiejąc, że istota Boga jest takiej czystości, iż nie sposób sobie tego wyobrazić, dusza, która jest w najmniejszym nawet stopniu niedoskonała, woli raczej sama rzucić się w głąb tysiąca piekieł, niż znaleźć się tak splamiona w obecności Bożego Majestatu. Dlatego też dusza rozumiejąc, że czyściec powstał po to, by można było usunąć te plamy, rzuca się tam z tego powodu i odnajduje tam wielkie miłosierdzie”. Oprócz więc cierpienia, dusze przebywające w czyśćcu doświadczają także pokoju i swego rodzaju radości, ponieważ mają już pewność, że trafią do nieba i chcą wypełniać wolę miłosiernego Pana. Za świętym Franciszkiem Salezym możemy więc mówić o czyśćcu jako pewnej formie piekła (ze względu na doświadczane cierpienie) i jednocześnie formie nieba (świadomość zbawienia i miłości Boga).
Nie ulega wątpliwości, że tematyka czyśćca i związanych z nim zagadnień jest bardzo kontrowersyjna, trudna do ogarnięcia i niezmiernie tajemnicza w swej istocie. Wielką trudność sprawia też, a może przede wszystkim, opisywanie i mówienie o tej rzeczywistości – to po części usprawiedliwia kapłanów, którzy niezwykle rzadko mówią z ambony o rzeczach ostatecznych człowieka. Oczywiście trzeba też wspomnieć o realnej możliwości uniknięcia cierpień czyśćcowych poprzez pokorne przyjmowanie cierpienia i doświadczeń życiowych, świadomie i z wiarą ofiarując je jako przebłaganie za swoje grzechy. Niezmiernie trudne to jednak zadanie… o cierpieniu łatwo pisać i wygłaszać poematy, kiedy jednak dotyka nas osobiście, najczęstszą reakcją jest bunt, niezrozumienie i wyrzuty czynione Bogu. Dzięki Ci Boże, że w ogromie swego miłosierdzia dajesz nam możliwość dojrzewania w czyśćcu, podobno jest to potworny stan i ogromne cierpienie… ale patrząc na ciężar naszych grzechów… zaczynam rozumieć.
Temat rzeczy ostatecznych człowieka podejmowany jest w naszych kościołach niezwykle rzadko. Nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz wysłuchałem kazania dotykającego problemu sądu ostatecznego, piekła, nieba czy stanu pośredniego zwanego czyśćcem. Właśnie nad rzeczywistością ostatniego z wymienionych stanów chciałbym się dzisiaj pochylić. Powszechnie czyściec określany jest jako stan duchowego cierpienia, jaki znoszą ci, którzy nie zasłużyli na piekło, ale nie są jeszcze wystarczająco duchowo dojrzali, by doświadczać szczęścia nieba. Jest to więc bolesny proces, w którym dusza ma możliwość oczyszczenia i uzyskania doskonałości. Nauka Kościoła mówi więc wyraźnie o konieczności cierpienia, ale równocześnie przypomina, że dusze w czyśćcu znajdują się w stanie łaski uświęcającej, przez co posiadają nadprzyrodzone cnoty wiary, nadziei i miłości. Są też w pełni świadome swoich win, uwypuklonych z całą rzetelnością przez sąd szczegółowy.
Zachwycająco plastycznie opisuje stan pośredni św. Katarzyna z Genui w swoim Traktacie o czyśćcu: ” Niebo nie ma bram i każdy, kto zechce, może do niego wkroczyć, ponieważ Bóg jest pełen miłosierdzia. Bóg stoi przed nami z rozpostartymi ramionami, by przyjąć nas do swojej chwały. Lecz rozumiejąc, że istota Boga jest takiej czystości, iż nie sposób sobie tego wyobrazić, dusza, która jest w najmniejszym nawet stopniu niedoskonała, woli raczej sama rzucić się w głąb tysiąca piekieł, niż znaleźć się tak splamiona w obecności Bożego Majestatu. Dlatego też dusza rozumiejąc, że czyściec powstał po to, by można było usunąć te plamy, rzuca się tam z tego powodu i odnajduje tam wielkie miłosierdzie”. Oprócz więc cierpienia, dusze przebywające w czyśćcu doświadczają także pokoju i swego rodzaju radości, ponieważ mają już pewność, że trafią do nieba i chcą wypełniać wolę miłosiernego Pana. Za świętym Franciszkiem Salezym możemy więc mówić o czyśćcu jako pewnej formie piekła (ze względu na doświadczane cierpienie) i jednocześnie formie nieba (świadomość zbawienia i miłości Boga).
Nie ulega wątpliwości, że tematyka czyśćca i związanych z nim zagadnień jest bardzo kontrowersyjna, trudna do ogarnięcia i niezmiernie tajemnicza w swej istocie. Wielką trudność sprawia też, a może przede wszystkim, opisywanie i mówienie o tej rzeczywistości – to po części usprawiedliwia kapłanów, którzy niezwykle rzadko mówią z ambony o rzeczach ostatecznych człowieka. Oczywiście trzeba też wspomnieć o realnej możliwości uniknięcia cierpień czyśćcowych poprzez pokorne przyjmowanie cierpienia i doświadczeń życiowych, świadomie i z wiarą ofiarując je jako przebłaganie za swoje grzechy. Niezmiernie trudne to jednak zadanie… o cierpieniu łatwo pisać i wygłaszać poematy, kiedy jednak dotyka nas osobiście, najczęstszą reakcją jest bunt, niezrozumienie i wyrzuty czynione Bogu. Dzięki Ci Boże, że w ogromie swego miłosierdzia dajesz nam możliwość dojrzewania w czyśćcu, podobno jest to potworny stan i ogromne cierpienie… ale patrząc na ciężar naszych grzechów… zaczynam rozumieć.